Styczniowy spacer z Rajczy do Zwardonia
W minioną niedzielę 26 stycznia mieliśmy z Aldoną wolny dzień, ale w ogóle nie mieliśmy nastroju na wyczynowe górskie wędrowanie po nieprzetartych szlakach, a z kolei na przetartych szlakach wysoko w górach przy pięknej pogodzie są tłumy wędrujące do beskidzkich schronisk. Chcieliśmy tego uniknąć, ale mimo wszystko spędzić czas wolny w górach. Był jeszcze jeden aspekt: chcieliśmy zabrać ze sobą Shadowka, a dla psiego seniorka trasa nie mogła być wymagająca i zasypana świeżym śniegiem. Padło na nasze ukochane Zabawy. Jak zwykle się nie zawiedliśmy. 🙂
Zabawy dobre na wszystko
Zabawy, czyli mówiąc poprawnie Grupa Zabaw w Beskidzie Śląskim, to jedno z moich ulubionych miejsc na spacery w okolicach Rajczy. Grzbiety i góry Zabaw działają na mnie jak magnes, ponieważ przyciągają nie tylko swoim urokiem, ale także pięknymi i wyjątkowymi widokami na Worek Raczański, Gniazdo Lipowskiej i Rysianki oraz Pasmo Wiślańskie. Relatywnie niewielkie pagórki z super widokami są rewelacyjnym miejscem na leniwe rodzinne spacery oraz odcięcie się od codzienności. Zabawy, chociaż pozbawione szlaków turystycznych, nie są górami dzikimi. Jest wiele dróg polnych, leśnych ścieżek, którymi dociera się do góralskich domostw, domków letniskowych oraz terenów rolniczych.
Tegoroczna zima zaskakuje, ale bywa urokliwa
Wielokrotnie wspominałem już, że tegoroczna zima jest dość dziwna. Pojawiają się opady śniegu, miejscami bardzo intensywne, ale brakuje długich dni z naprawdę siarczystymi mrozami. Z kolei jak trafiają się dni słoneczne, to słońce jest jakieś takie mało zimowe, bardziej nawet wiosenne. W niższych partiach gór trudno zatem o prawdziwie zimowe warunki. Takie były też ostatnie dni, na zdjęciach biały puch i słońce (pełnia zimy!), ale w odczuciu „na żywo” bardziej przedwiośnie, ponieważ wszędzie gdzie docierają promienie słoneczne jest od razu wiosenne ciepło. Śnieg skrzypi pod butami w miejscach zacienionych, a w miejscach osłonecznionych zamienia się breję. W trakcie tych „prawdziwych zim” śnieg skrzypi nawet w pełnym słońcu, ponieważ wszędzie bywa mróz. W tym roku tego naprawdę brakuje… Różnicę między zacienionymi a osłonecznionymi miejscami mogliście już zobaczyć w relacji ze spaceru w Łysinie. W noc z soboty na niedzielę nad Rajczą były gęste mgły, a temperatura z godziny na godzinę spadała coraz to bardziej poniżej zera. Mgły się skraplały, a na drzewach i krzewach tworzyła się malownicza szadź. Jeszcze nad ranem z domu rodzinnego mogłem podziwiać pas mgieł przyklejony do Biernatki (762 m n.p.m.) i Ziątkówki (731 m n.p.m.) – wierzchołków w Grupie Zabaw. To była zapowiedź pięknej trasy i pięknej pogody. Nawet jeżeli w Rajczy śniegu jest jak na lekarstwo, to przynajmniej jest. Lekki mróz wystarczył, aby w korytach rzecznych pojawił się lód. Wycieczka miała szanse stać się prawdziwie zimowym spacerem.
Wędrówka główną drogą do Rycerki
Pierwszy odcinek spaceru to było przejście przez Rajczę oraz Rycerkę Dolną. Właściwą górską trasę zaczęliśmy w okolicy stacji kolejowej Rycerka. Grupa Zabaw posiada pod tym względem bardzo dobre turystyczne połączenie, ponieważ ciągnie się wzdłuż linii kolejowej Katowice – Zwardoń na odcinku od stacji Milówka do stacji Laliki. Na którejkolwiek ze stacji byśmy nie wysiedli, zawsze wejdziemy na przyjemne polne ścieżki lub drogi. Wędrując do Rycerki Dolnej kilkukrotnie przechodziliśmy nad częściowo zamarzniętymi rzekami i potokami. Niedaleko domu rodzinnego była to Woda Ujsolska (in. Ujsolanka, Biała Soła), później rzeka Rycerka i jako ostatnia była Solanka (in. Czarna Soła). Nad Solanką można zaobserwować zjawisko, które mnie bardzo cieszy. Po latach nieobecności, w rejony Rajczy oraz Worka Raczańskiego wracają bobry. 🙂 Do stacji kolejowej Rycerka dochodzimy przez pola i łąki lekko zasypane śniegiem. Za stacją kolejową jest droga dojazdowa do przysiółka Głębokie. Droga ta jest bardzo przyjemna, ponieważ stopniowo i łagodnie zdobywa wysokość, a że nieużytki rolne jeszcze w pełni nie zarosły, można z niej podziwiać widoki na górskie okolice Rajczy, Ujsół oraz Rycerek. Z podejścia pięknie prezentuje się Rajcza wciśnięta w dolinę Soły u stóp Suchej Góry (1040 m n.p.m.), Lipowskiego Wierchu (1324 m n.p.m.) i grzbietów od niego odchodzących. Spod Głębokiego widać sporą część Pasma Pilska (1557 m n.p.m.) oraz Pasma Wielkiej Raczy (1236 m n.p.m.), obu w Beskidzie Żywieckim.
Włóczęga między góralskimi przysiółkami
Od Głębokiego zaczyna się spotkanie z górskimi przysiółkami. Życie nie toczy się tutaj jak dawniej, ale my z Aldoną uwielbiamy ich klimat. Głębokie, Madeje, Staronie, Stawiska, Chromiczaki, Madejka, Urbanki, Podgórka… Możnaby tak długo wymieniać. Na niektórych przysiółkach zostały już tylko fundamenty po starych chałupach i zdziczałe sady. Na innych nadal toczy się góralskie życie, chociaż rodziny już nie są tak wielodzietne jak dawniej, a zamiast pracować na miejscu na roli, mieszkańcy zjeżdżają do pracy do dolin. Są też przysiółki zdominowane przez „ludzi z miasta” z nowymi domkami letniskowymi albo starymi chałupami zaadaptowanymi na domy rekreacyjne. Jeżeli nie mija nas skuter śnieżny, quad albo motocykl, to naprawdę można tutaj spotkać ciszę i spokój. Nam się udało. Zmotoryzowani nas nie mijali, słyszeliśmy lekki szum wiatru, ptaków śpiew (końcówką stycznia ptaki koncertowały niczym na wiosnę) umilał wspaniałe widoki. Jak zwykle, najładniejsze widoki były w okolicach Małej Zabawy (798 m n.p.m.), gdzie do Worka Raczańskiego (Pasma Wielkiej Raczy) Beskidu Żywieckiego dołączyły góry południowej części Beskidu Śląskiego z Baranią Górą (1220 m n.p.m.) i Ochodzitą (894 m n.p.m.) na czele. W miejscach nasłonecznionych odczuwaliśmy świetną grę kolorów między bielą śniegu, błękitem nieba, zielenią drzew iglastych i szarością buków. W miejscach zacienionych mogliśmy się poczuć jak przeteleportowani do krainy lodu, gdyż w cieniu naszą uwagę zwracała wszechobecna szadź. 🙂
Kiczora – zapomniana wieś z ciszą w roli głównej
Za Małą Zabawą (798 m np.m.) przecięliśmy pola i łąki, aby zejść prosto do Przełęczy Kotelnica (665 m n.p.m.), gdzie na długi czas zmieniliśmy nawierzchnię na asfalt. Kotelnica to górska przełęcz łącząca Małą Zabawę (798 m n.p.m.) z Popręcinką (786 m n.p.m.). Na przełęczy krzyżuje się kilka lokalnych dróg łączących przysiółki wsi Kiczora, Nieledwia oraz Laliki. Jest to także dobry punkt widokowy na Kotlinę Żywiecką z Grojcem (612 m n.p.m.) nad Żywcem, a także Beskidem Małym w tle. My zmierzaliśmy do Zwardonia, więc wybraliśmy drogę przez Urbanki do doliny potoku Czerna w Kiczorze. Po drodze mija się kilka starych domostw, a widoki z początku są na cały Worek Raczański, później ograniczają się do Rachowca (954 m n.p.m.) i najbliższych grzbietów. Spacer jest jednak jak najbardziej przyjemny. W Kiczorze przez mniej więcej dwa kilometry wędrowaliśmy wzdłuż głównej drogi. W tej okolicy określenie „główna droga” nie oznacza ruchliwej szosy, a jedynie szeroki asfaltowy łącznik kilku wiosek. Główny ruch samochodów odbywa się kilka kilometrów dalej, na drodze ekspresowej S1. Nasza droga wiodła między lasami gospodarczymi i zabudowaniami. Ten monotonny odcinek zawsze sobie urozmaicamy rozmowami o tradycyjnej zabudowie, starych zdjęciach tych okolic (gdy zamiast lasu były pola i hale) oraz wspomnieniami kilku naszych spotkań z dziką zwierzyną – tutaj to normalne. 🙂 Od drogi głównej odbiliśmy zgodnie z drogowskazami na Stańcówkę oraz stację kolejową Laliki. Naszym celem jednak nie był pociąg, lecz malowniczy grzbiet Małego Rachowca (841 m n.p.m.) z kolejnymi górskimi przysiółkami.
Mały Rachowiec oraz granica Lalik i Zwardonia
Bór, Jamy, Dół, Górzany, Mikowa oraz Stańcówka to nazwy przysiółków pod Małym Rachowcem od strony Lalik. Nawet jeżeli zabudowa jest tutaj podobnej gęstości co w Kiczorze, to ruch kołowy jest większy. Wynika to z faktu, że na Małym Rachowcu funkcjonuje popularny ośrodek narciarski Zwardoń SKI, a ponadto przy górnej stacji jest karczma Swojskie Klimaty. Można tam dojechać samochodem, wielu przyjezdnych kierowców próbuje tutaj swoich sił w warunkach zimowych. Jest także sporo (jak na te okolice) kwater prywatnych lub domków pod wynajem. Czasami zdarzają się również „kwiatki” w postaci kierowców jadących na Słowację, których nawigacja poprowadziła właśnie tymi lokalnymi dróżkami. Wśród miejscowych można usłyszeć historie o zabłądzonych kierowcach ciężarówek i tirów…
Ponieważ podejście na Mały Rachowiec odbywa się od strony północnej, widoki obejmują głównie góry Beskidu Śląskiego w okolicach Trójwsi oraz Pasma Wiślańskiego, a także na wschodzie góry Beskidu Żywieckiego z licznymi masywami Pasma Pilska (1557 m n.p.m.). Mieliśmy w głowach plan, aby zjeść obiad u Moniki i Piotra Szczotków w Karczmie „Swojskie Klimaty”, gdyż uwielbiamy to miejsce. Narciarzy oraz wędrowców tego pięknego dnia było tak dużo, że nawet założony został komitet kolejkowy do stolików. 😉 My zatem odpuściliśmy sobie temat. Możemy tam zawitać w środku tygodnia, gdy jest zdecydowanie mniej ludzi. Zeszliśmy zatem do Zwardonia trasą, o której dokładnie możecie przeczytać w relacji z zimowego spaceru nad Zwardoniem w święto Trzech Króli. Przejście z Małego Rachowca przez przysiółki Wieczorek oraz Orawcowa dostarczyło nam wspaniałych wrażeń. Meteorolodzy od dwóch dni straszyli nadejściem frontu, który pogorszy pogodę (z perspektywy 1 lutego mogę powiedzieć, że stało się tak na krótko). Podziwialiśmy spektakl mgieł przetaczających się przez górskie przełęcze Graniczne (752 m n.p.m.) i Zwardońską (686 m n.p.m.) od strony Słowacji. W tym samym czasie od południowego zachodu nadciągały gęste chmury typu cirrus i zasłoniły słońce. Do centrum Zwardonia doszliśmy zatem w cieniu. W oczekiwaniu na pociąg zjedliśmy bardzo dobre pierogi przy piwku w Gościńcu Halka. Znam to miejsce i mogę z czystym sumieniem polecić na rodzinny obiad. Co dla nas ważne, obsługa nie robi problemów jak przyjdzie się z czworonożnym przyjacielem. 🙂
Nostalgiczny koniec wycieczki w Zwardoniu
Nasunęła nam się także mała refleksja odnośnie Zwardonia. Zarówno miejscowi, jak i Turyści, mówią o dużym potencjale turystycznym Zwardonia. Jest świetna lokalizacja (blisko w góry, dobre drogi na atrakcyjne wycieczki po regionie), jest wspaniała historia oraz dziedzictwo pionierów beskidzkiej turystyki w Zwardoniu. Coś jest jednak nie tak. Ośrodek narciarski Zwardoń SKI jest nowoczesny i popularny. Prywatni inwestorzy sporadycznie (ale jednak) inwestują w bazę noclegową Zwardonia. Nawet zabytkowy Dworek Szwajcaria doczekał się porządnego inwestora i znowu jest perełką. Dawne schronisko Dworzec Beskidzki stoi puste i niszczeje. Centrum Zwardonia nie wygląda atrakcyjnie. Puste budynki po straży granicznej, straszące zabudowania dawnego „GieeSowskiego” marketu Rachowiec, brak jakiegoś skweru, chyba skutecznie odstraszają Turystów z centrum Zwardonia. Co jakiś czas pojawi się nowa knajpa, to jednak potem zniknie, to znowu ktoś będzie liczył na udany biznes i otworzy kolejną knajpę, ale jednak znowu się nie uda. Zwardoń z doliny i okolic torów turystycznie zdaje się przenosić na grzbiet od Beskidka po Mały Rachowiec. Tam nie czuć umierającej miejscowości. Mnie jako miejscowego smuci obecna sytuacja. Może dlatego tak bardzo chcę się z Wami podzielić relacjami z okolic Zwardonia, żeby jednak troszkę odczarować ten Zwardoń i Wam pokazać, że warto. Pierwsze wrażenie po wyjściu z pociągu nie jest najlepsze, ale Zwardoń zasługuje na Turystów! Przybywajcie, zapraszamy! 🙂