Pętla nad Solą – w poszukiwaniu plenerów reklamowych cz. 1
Uwielbiam nietypowe zlecenia. Obojętne czy jest to w zakresie składu DTP, przewodnictwa lub turystyki, czy może w kwestiach księgowych i formalnych. Są to dla mnie bardzo wciągające wyzwania. Jak wiecie, jestem z Rajczy i uwielbiam swoją małą ojczyznę, jaką jest Worek Raczański wraz z okolicami. Jakież było moje szczęście, gdy 14 maja odebrałem telefon. Nie był to telefon z kolejną koronawirusową anulacją terminu, ale telefon o nowe zlecenie i to w czasach koronawirusa! 🙂
Dwa dni oprowadzania w trakcie lockdownu to jak wygrana na loterii
Moja radość była tym większa, że otrzymałem nietypowe zlecenie, i to w mojej ukochanej krainie. 😀 Zlecenie nie byle jakie, bo w dwa dni (15 i 16 maja) „na już” miałem pokazać plenery do reklam firmy związanej z utrzymaniem czystości i ekologią. Wyzwanie było dość rozbudowane. Po pierwsze, nie byłem pewny pogody. Trzeba było zatem znaleźć miejsca, które będą się ciekawie prezentowały w deszczu. Na pierwszy mokry dzień (piątek 15 maja 2020 r.) wykombinowałem zatem pętlę nad Solą. Tutaj wszystko zagrało idealnie. Była jeszcze kwestia formalna, ale i tutaj wybrnęliśmy ze wszystkiego zawodowo. Po pierwsze, gdyby to było typowe oprowadzanie, to przewodnicy górscy podlegają pod PKD 93.19.Z („Pozostała działalność związana ze sportem”), więc skoro od 4 maja powszechny sport został odmrożony, to działalność przewodników górskich nie była zakazana. Po drugie, góry w tym wypadku były plenerem dla działań stricte reklamowych, w których uczestniczyły zaledwie dwie osoby. Zatem ani nie łamaliśmy zakazów dotyczących zgromadzeń, ani też nie łamaliśmy zasad odnośnie wspólnego przebywania osób wykonujących czynności służbowe.
Efektem dwudniowych prac były zdjęcia oraz krótkie filmiki, które mogą posłużyć firmie z Bydgoszczy do reklamowania swoich usług oraz produktów. Kto wie, może kiedyś dojdzie do sytuacji, że ich Klient spyta „gdzie było wykonane zdjęcie?” i później przyjedzie w Beskidy zachęcony ciekawymi kadrami?! Bardzo bym sobie tego życzył. Oczywiście, tutaj na blogu nie mogę zaprezentować zdjęć wykonanych dla firmy z Bydgoszczy, ale chętnie podzielę się z Wami relacją z tego dnia jakby to była zwykła wycieczka. Wszak, dużo wędrowaliśmy po Beskidach. 😉
Willa Sól – wartościowe miejsce na noclegi w Worku Raczańskim
Mój Beskidzki Gość zatrzymał się w gościnnych progach Willi Sól zaraz przy dworcu kolejowym w Soli. Jeśli koś pamięta ten budynek sprzed roku lub kilku lat, to – uwierzcie – nie jest to samo. Ogród zadbany, ściany oczyszczone, a nowi Gospodarze naprawdę się starają i odświeżają pokoje. Nie chcę Wam wmówić, że zaniedbana zakrzaczona duża chałupa zamieniła się w luksusowy pensjonat o standardzie pięciogwiazdkowego hotelu. To nie te klimaty. Jednak mam wrażenie, że nowi Gospodarze Willi Sól czują klimat, wiedzą gdzie są, co chcą robić i kogo chcą gościć. Na mnie wielkie wrażenie zrobiła metamorfoza niewielkiego ganku: w oświetlonej (wręcz przeszklonej) części czysto, jasno i minimalistycznie, a zaraz obok w zacienionej części ciepłe światło lampki i czyste meble stylizowane na antyki (ew. biedermaier). To połączenie zrobiło na mnie naprawdę wielkie wrażenie. Obiekt ma schody do rzeki, które latami zarastały mchem i gromadziły rzeczny syf. Teraz są pieczołowicie oczyszczone i – jak dla mnie – stanowią rewelacyjny kącik do poczytania książki. Willa Sól z nowymi Gospodarzami nabrała rewelacyjnego charakteru i kibicuję im z całej siły! Z wielką chęcią będę polecał Willę Sól osobom indywidualnym i niewielkim grupkom. Ci ludzie mnie „kupili” swoim zaangażowanie i mam zamiar ich polecać. Nie jest to żadna płatna reklama ani lokowanie produktu. Po prostu wierzę, że ludzie z pasją powinni się trzymać razem. 🙂
Przebieg wycieczki
Przebieg trasy: Sól PKP (539 m n.p.m.) – Burów Groń (715 m n.p.m.) – Kłokocz (757 m n.p.m.) grzbiet Beskidu Wrzeszczowskiego – Oźna (952 m n.p.m.) – Beskid Graniczny (875 m n.p.m.) – Przeł. Graniczne (752 m n.p.m.) – Chatka Skalanka (791 m n.p.m.) – Gomułka (784 m n.p.m.) – Rachowiec (954 m n.p.m.) – Kiczora – Sól PKP (539 m n.p.m.)
Czas wycieczki: 7:30 godz. (z licznymi krótkimi postojami na zdjęcia i filmiki)
Postanowiliśmy, że skoro współpracę zaczynamy w południe, to fajnie byłoby tak rozłożyć miejsca pleneru, żeby w godzinach zachodu słońca być w miejscu, gdzie ten zachód może się udać. Nie chcieliśmy też być uzależnieni od samochodu, ponieważ liczyło się by dotrzeć do jak najbardziej zielonych miejsc. Zaproponowałem zatem trasę wokół miejscowości Sól. Wędrówkę rozpoczęliśmy przy dworcu kolejowym w Soli, przy którym znajduje się Willa Sól. Szlakiem niebieskim (dawny czarny szlak) weszliśmy na Burów Groń (715 m n.p.m.), gdzie na długo pożegnaliśmy się ze znakowanymi szlakami turystycznymi. Gdy doszliśmy do grzbietu, skręciliśmy w prawo włócząc się między malowniczymi polami oraz dawnymi terenami pasterskimi. Na tym etapie cały czas padał lekki deszczyk. Widoki nie były zbyt odległe: tylko sąsiednie wioski (Sól i Rycerka Górna) oraz najbliższe góry. Widzieliśmy jak chmury się unoszą i obniżają, co dawało rewelacyjny spektakl. Podstawa chmur oscylowała między 800 a 1000 m n.p.m., a my większość trasy byliśmy pod chmurami. Między Sobańskim Groniem (760 m n.p.m.) i Kłokoczą (757 m n.p.m.) jest teren wypasowy jednego z nielicznych baców Worka Raczańskiego. Pasterstwo w tych terenach kiedyś stanowiło bardzo ważny element krajobrazu kulturowego. Cieszy mnie, że powoli wraca on także i do nas. Chciałem pokazać drewniany budynek stylizowany na bacówkę. Miałem w głowie kadry z drewnianym budynkiem, łąkami w tle, gęstą zabudową w dolinie i parującymi nad nią górami. Rzeczywistość okazała się zdecydowanie mniej łaskawa. Budynek stoi, ale jest zdewastowany i zawalony śmieciami. Nic urokliwego. Aż by się chciało przekląć albo zadać retoryczne pytanie „komu to przeszkadzało?”… Owce widzieliśmy z daleka, ale już w zdecydowanie mniej malowniczym miejscu i przy mniej „ekologicznej” przyczepie kempingowej…
Oźna i Skalanka zafundowały magiczne klimaty
Między Kłokoczą (757 m n.p.m.) a Oźną (952 m n.p.m.) ciągnie się bardziej zalesiony grzbiet Beskidu Wrzeszczowskiego. Tam z kolei udało się nam znaleźć kilka urokliwych zakątków leśnych, gdzie mogliśmy porobić zdjęcia wilgotnego lasu idealne na teksturę albo tło materiałów promocyjnych. Tak się ciekawie złożyło, że akurat jak byliśmy na Oźnej, wierzchołek był lekko „muskany” przez chmury, więc niekiedy trafiały się rewelacyjne klimaty. 🙂 Za Oźną, a dokładnie na Beskidzie Granicznym (875 m n.p.m.) weszliśmy na czerwony szlak turystyczny (skręciliśmy w prawo) i doszliśmy do linii granicy między Polską a Słowacją. Dość stromym zejściem doszliśmy do Przełęczy Graniczne (752 m n.p.m.). Na przełęczy mieliśmy obrazek dający nadzieję na powrót normalności. Przejścia granicznego strzegą mundurowi. Akurat jak ich mijaliśmy, to – jakby nigdy nic – prowadzili radosną dyskusję ze słowackim myśliwym. W czasach koronawirusowych obostrzeń takie obrazki naprawdę cieszą. 🙂 Nad Przełęczą Graniczne znajdują się stare góralskie przysiółki, przez które prowadzi czerwony szlak. Jest tam kilka naprawdę urokliwych miejsc, a stare góralskie domostwa pięknie się komponują w krajobrazie. Ciekawostką jest fakt, że przy jednej ze starszych chałup znajdziemy całkiem pokaźny łan Czosnku Niedźwiedziego. Podejście do Chatki Skalanka było w jeszcze bardzo deszczowych klimatach, ale już zejście stokami Skalanki odbywało się w bardziej słonecznych i sielskich klimatach.
Na zejściu ze Skalanki (867 m n.p.m.) spod chmur zaczęło wyłaniać się słońce. Zaczęło się rozpogadzać, co oczywiście nas bardzo ucieszyło. Promienie słońca malowniczo przebijały się przez mgły oświetlając pojedyncze domostwa lub drzewa. Krajobraz bardzo szybko stał się sielankowy. Był to zwiastun dłuższego rozpogodzenia. Nie od razu jednak Rzym zbudowano. Tak samo nie od razu zrobił się pełny błękit. Przez cały grzbiet od Skalanki aż po szczyt Rachowca (954 m n.p.m.) byliśmy świadkami pięknego spektaklu chmur nad nami, mgieł przy nas (i pod nami) oraz towarzyszącego im słońca. Przejście nad Zwardoniem było zatem bajeczne. Ze Skalanki zeszliśmy czerwonym szlakiem na Beskidek, gdzie cały czas trzymaliśmy się grzbietu, ale chwilowo szliśmy żółtym szlakiem turystycznym (czerwony szlak schodzi z Beskidka do centrum Zwardonia i potem wchodzi na Rachowiec w okolicy przysiółka Wieczorek), by znowu wejść na czerwony szlak i zgodnie z jego znakami dotrzeć na szczyt Rachowca. Część naszej trasy pokrywała się z bardzo urokliwą Aleją Zakochanych wytyczyną nad Zwardoniem. Jest to naprawdę atrakcyjne miejsce na spacery. Docenić należy fakt, że są miejsca odpoczynku w postacji ławeczek, a przy nich kosze na śmieci. Nie jest to jeszcze standard na Żywiecczyźnie. Niestety.
Rachowiec i Zwardoń jako malownicze miejsca widokowe
Liczyliśmy na ciepłe promienie słońca na Rachowcu i się nie zawiedliśmy. To była naprzemienna wędrówka. Raz w gęstej mgle, raz w ciepłym słońcu z widokiem na mgły pędzące znad dolin. I tak w kółko. 🙂 Na stokach Rachowca staliśmy dobrych kilkanaście minut i po prostu podziwialiśmy oraz fotografowaliśmy. Sądzę, że niejeden kadr mógłby trafić na fototapetę. 🙂 Na szczycie Rachowca mieliśmy już trochę mniej słońca. Sprawdziła się stara zasada, że jeżeli w ciągu dnia padało, a na wieczór chmury się rozeszły i zrobiło się piękne niebo, to od razu temperatura spadła i było nam chłodniej. Chwila odpoczynku przy wieży na Rachowcu dała kilka ciekawych kadrów zabudowań Soli wyłaniających się z mgieł. Konstrukcja wieży widokowej na Rachowcu jest bardzo praktyczna: wejście na punkt widokowy odbywa się schodami, a pod punktem widokowymi i bocznymi daszkami są ławeczki do odpoczynku. Przy ławeczkach brakuje tylko ścianek bocznych, bo przy zacinającym deszczu i tak wszystko jest mokre mimo zadaszenia. Warto zwrócić uwagę na fakt, że na Rachowcu kumulują się wręcz różne działania społeczne. Przez szczyt Rachowca prowadzą ścieżki przyrodnicze (dydaktyczne) i sportowe. Sama wieża widokowa (nazywana również „platformą”) też jest ciekawym przedsięwzięciem. W otoczeniu wieży jest kilka wartościowych tablic informacyjnych. Przez halę na Rachowcu wiedzie ścieżka przyrodnicza, na której dowiemy się co nieco na temat przyrody Beskidu Żywieckiego. Nie było nam dane podziwiać najdalszych panoram z Rachowca. Widzieliśmy trochę Beskidu Śląskiego z Baranią Górą (1220 m n.p.m.), spory kawałek Pasm Wielkiej Raczy (1236 m n.p.m.) i Pilska (1557 m n.p.m.) Beskidu Żywieckiego. Najwyższe szczyty były otulone mgłami, co czasami jest nazywane „czepcem”.
Powrót do Soli poza szlakiem
Z Rachowca schodziliśmy już poza czerwonym szlakiem. Prowadzi tędy częściowo oznaczona ścieżka (widoczne tablice kierunkowe na skrzyżowaniach, jeżeli gdzieś akurat ktoś nie zniszczył) do Kiczory. Zeszliśmy częściowo właśnie tą ścieżką do Kiczory. Nie chcieliśmy asfaltować, więc wybraliśmy powrót do Willi Sól ścieżkami wzdłuż torów. Jednym z elementów zaskoczenia (także mojego) były ślady po bobrach na drzewach kilka metrów nad ciekiem wodnym… Fakt faktem, bobrów ostatnio u nas coraz więcej, ale żeby się już po grapach wspinały?! Z tym zdumieniem doszliśmy do dworca kolejowego w Soli oraz do Willi Sól. Pierwszy dzień prac zakończony. 🙂 Zapraszam do lektury relacji z drugiego dnia poszukiwania plenerów reklamowych – w sobotę byliśmy nad doliną Nickuliny w Rajczy.